Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – słyszałam wielokrotnie. No tak, to jasne. Jak pójdę do sklepu głodna, to napompowane pszenne buły będą mi się jawić jako pożądany smakołyk. Jeśli zaś będę robić zakupy po pożywnym obiedzie, a na deser zjem czekoladowy mus jaglany, to popatrzę na te buły z politowaniem, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze kupuje takie świństwa. Spoko, buły, czy je kupię i pożrę co do okruszka, czy przelotnie zaszczycę swoim spojrzeniem będą w moich myślach najdłużej kilka minut. Trudność zaczyna się w tym, że to przysłowie sprawdza się nie tylko w kwestii buł, ale też rodzicielstwa. Kiedy byliśmy rodzicami jednej, rezolutnej, wymagającej, ale wiele dającej w zamian Haneczki pewne sprawy były dla nas oczywiste.

Biedni nieświadomi rodzice

Patrzyliśmy czasem na placach zabaw, na ulicy, w parku na rodziców dwójki i więcej dzieci, którzy zachowywali się tak, jakby byli zupełnie nieświadomi, jaką krzywdę ich słowa albo czyny mogą wyrządzić ich własnym, ukochanym dzieciom. Wiedzieliśmy już wtedy, że prawdopodobnie ci ludzie najbardziej potrzebują w takich chwilach empatii. I nawet staraliśmy się tę empatię w sobie wzbudzać, zgadując w rozmowach (na szczęście nie z nimi :D), że pewnie są zmęczeni/sfrustrowani/wkurzeni, bo potrzebują odpoczynku/współpracy/łatwości. Ale teraz śmiać mi się chce, kiedy myślę o tym, jak bardzo, jak cholernie bardzo ich nie rozumieliśmy.

Motylki, jednorożce i tęcza

Żyliśmy sobie zatem w błogiej nieświadomości, radując się pierwszymi motylkami na spacerach i utyskując sobie od czasu do czasu, że z dzieckiem to trudniej pracować, i zarabiać, i spotkać się ze znajomymi. Byliśmy wtedy pewni ponad wszelką wątpliwość, że:

→ nigdy nie będziemy szantażować naszego dziecka
→ nigdy nie ściśniemy naszego dziecka za rękę tak, że je to zaboli
→ nigdy nie będziemy zachęcać (nie mówiąc już o zmuszaniu) naszego dziecka do dzielenia się z kimkolwiek swoimi rzeczami. W końcu wszyscy świadomi rodzice wiedzą, że jak będzie gotowe, to samo się podzieli.
→ nigdy nie będziemy stosować krzyku jako metody na wyegzekwowanie czegokolwiek od naszego dziecka
→ zawsze będziemy chętnie rozmawiać i opowiadać naszemu dziecku o otaczającym nas świecie, gdy tylko wykaże ono taką chęć
→ zawsze będziemy blisko i zawsze cierpliwie i z radością
→ zawsze będziemy mówić naszemu dziecku szczerą prawdę, tylko prawdę i całą prawdę

Nigdy nie mów nigdy

Teraz, po dziesięciu miesiącach z nowym człowiekiem na pokładzie jesteśmy pewni, co do jednej kluczowej zasady – nigdy nie będziemy mówić nigdy i zawsze.
To nie jest tak, że nagle, wraz z narodzinami siostry to wszystko znikło, prysło jak bańka mydlana. Nie, są miliony pięknych momentów, wiele chwil w przepływie, wzruszających interakcji między dziewczynami. A jednocześnie zdarza się, że ten zachwycający sopel na spacerze przegrywa z siostrą, która właśnie zaczyna pojękiwać w wózku i mamy dokładnie pięć minut, żeby wrócić do domu. Właściwie mogłabym nieść Nastkę na rękach, ale łokieć odmawia mi już posłuszeństwa. Właściwie, gdyby dziewczynka popłakała dwie minuty w tym wózku, to świat by się nie zawalił, prawda? Tylko że jest mróz, a ona płacze z przytupem. Czy takie zimne powietrze jej nie zaszkodzi? I wtedy, po kilku namowach i prośbach pada: – Ok, rób jak chcesz. My idziemy.
Takich sytuacji codziennie są setki. Niektóre udaje nam się rozgrywać tak, że jesteśmy z siebie dumni, zazwyczaj wtedy, kiedy sami jesteśmy napełnieni – fajnym spotkaniem, wyjściem bez dzieci, wspólnym wieczorem, gdy dziewczynki już śpią. Tylko tak ciężko o regularne uzupełnianie baku, kiedy starsze dziecko desperacko nie chce chodzić do przedszkola, młodsze dziecko praktycznie nie śpi, kiedy starsza siostra jest w domu. Gdy młodsze dziecko nie śpi, jest marudne i trzeba je ciągle nosić na rękach, łokieć boli i warto go prześwietlić, ale z kasą krucho, bo starsze dziecko desperacko nie chce chodzić do przedszkola i nie ma czasu na pracę. Dziadkowie pomagają, jak tylko mogą, ale kiedy dziadkowie zajmują się Hanią, to my nadrabiamy zaległości w pracy i tak to się wszystko kręci. Dajemy z siebie zazwyczaj dwieście procent, ale czasami nawet na pięćdziesiąt nie ma siły. Wtedy nasza córka po półgodzinnej próbie wybrania się na spacer słyszy: „czy ty naprawdę musisz zawsze wszystko utrudniać?!” Nie utrudnia zawsze i nie utrudnia wszystkiego, tylko ten moment zwyczajnie mnie przerasta, bo obok jest jeszcze ktoś mały, kto też potrzebuje mojej troski i uwagi. Takie słowa na jakiś czas zrywają kontakt i psują naszą relację, choć kiedy już wracam do siebie, tłumaczę córce, że to była moja oznaka bezsilności. Że tak bardzo potrzebowałam współpracy i łatwości, a w tym momencie nie widziałam innej możliwości, żeby je dostać. I nikt nie potrafi tak pięknie, jak odbiorca tych słów przywrócić nam odpowiedniej perspektywy.

Zwyczajne śniadanie

Śniadanie, nic szczególnego. Nastka staje przy krześle i buja się do przodu i do tyłu, więc trzeba ją asekurować, bo kolejny guz może się nie zmieścić na głowie. Hania siada na kuchennym blacie nie zważając, że stoją tam trzy talerze i jeden pełny kubek. Woda się rozlewa, trzeba ją wytrzeć, w międzyczasie wstawiając kaszkę, bo Nastka zaczyna popłakiwać z głodu. Ogarniając kuchenny bajzel dnia wczorajszego wstawiamy kaszkę, krojąc w międzyczasie paprykę, bo „ja chcęęę juuuż teeeraaaz”. Pod stopami krząta się Mrówka (kundel bury), zjadając wczorajsze resztki spod krzesełka. Hania je paprykę, ale Nastka dostaje kaszkę, więc rozlega się gromkie: „kaszki! Kaszki! Juuuż teeeraaaz!!!”. Dostaje kaszkę i idzie po łyżkę do szuflady ze sztućcami, którą otwiera i zawiesza się na niej. Wtedy Mężuś nie wytrzymuje i krzyczy: – Hanko! Nie wieszaj się, bo zaraz ta szuflada… – nie kończy, bo dziewczyna odzywa się w pełni świadomie: – przepraszam, tato. Zapomniałam.
No tak. Masz cztery lata, córeczko. Masz prawo zapomnieć. My mamy dużo więcej i czasem zapominamy, że nie jesteś naszą własnością, że jesteś tak blisko nas tylko na jakiś czas i ten czas tak szybko mija. Że kiedyś staniemy obok siebie jako dorośli ludzie i to, co dzieje się dzisiaj ma ogromny wpływ na to, jak będzie wyglądać ta relacja w przyszłości.
Dziękuję Ci z całego serca, że potrafisz nam przypomnieć, że jesteś najcenniejszym depozytem na świecie.